Pierwszy artykuł na blogu w części Uśmiechnij się, według mnie i nas, nie może być o nikim innym jak tylko o Stanisławie Tymie. Na samym końcu znajdziesz link do mojego ulubionego skeczu.
Trudno jest to opisać samemu, więc wyręczę się jednym z artykułów, który we wspaniały i merytoryczny sposób podsumowuje Jego życie i twórczość...
Mistrz precyzyjnego myślenia i zaskakujących skojarzeń. Artystów o tak wielu uzdolnieniach, jakimi rozporządza Stanisław Tym, zwykło się określać terminem: człowiek orkiestra. Od połowy lat 50. XX wieku zadziwia nas niespożytą inwencją twórczą, jako satyryk, poeta, felietonista, aktor estradowy, filmowy, reżyser, scenarzysta, komediopisarz, autor skeczy i rysownik. Teksty jego pióra bawią, uczą i wychowują kolejne pokolenia wdzięcznych czytelników, słuchaczy i widzów.
Nasz wybór to jedynie wybrane fragmenty kabaretowego, eseistycznego czy dramaturgicznego dorobku Stanisława Tyma. Przypomnienie i zachęta do ponownego spotkania z wirtuozerią humorystycznego stylu, jakim zasłynął w Studenckim Teatrze Satyryków czy też współpracując z warszawskimi kabaretami Wagabunda, Owca, Dudek, U Lopka oraz na estradzie czy ekranie, zwłaszcza w filmach Stanisława Barei, do pisanych wspólnie z nim, zaskakująco odważnych – jak na tamte czasy – scenariuszy.
Stanisław Tym i Stanisław Bareja podczas pracy nad filmem "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz", 1978, fot. Studio Filmowe Kadr / Filmoteka Narodowa / fototeka.fn.org.pl
Urodziłem się przed wojną, która wybuchła, gdy miałem dwa lata. Wraz z całym narodem wziąłem zatem udział w tej wojnie, którą po sześciu latach wygrałem. Wtedy rozpocząłem, również z całym narodem, walkę o zwycięstwo socjalizmu. Po mniej więcej pięćdziesięciu latach walkę tę przegrałem – również wraz z całym narodem. Mam więc w swoim życiu jedną dużą wygraną i jedną dużą przegraną. Cała reszta to przyczynkarstwo.
["Mamuta tu mam. Utwory zebrane spod łóżka", 2005]
Raz dom budował majster Jaś,
nazwoził wapna, cegieł.
Raporty słał do zwierzchnich władz,
a w nich budowy przebieg…
Betonu tony, wapno, piach
i setki metrów stali.
Wiecha. Zachwyty. Och i ach!
Gdy dom się wziął zawalił.
W szkole mówili: ucz się, ucz.
A Jaś to miał głęboko.
Dom się zawalił – Jaś pod klucz.
I siedzi. Kit mu w oko.
W fabryce był dyrektor Jaś
(w czepku rodzone dziecko).
Bił się o plan, w fabryce zaś
produkcja szła. Na eksport.
Aż raz w fabrykę strzelił grom
i wstrząsnął lekko krajem:
Zamiast na eksport to na złom
produkcja się nadaje.
W szkole mówili: Jasiu, kuj…
Jaś na to mówił: kichę…
Więc teraz – chociaż człowiek swój –
okrągłą dostał dychę.
Wśród fabryk, pól, wierzbowych baź,
od Bugu aż do Odry,
co dzień się zjawia jakiś Jaś
i jest straszliwie mądry.
Ma w sobie pewność, wiarę, wdzięk,
przemawiać lubi w tłumie.
Ambicję ma – i tylko sęk,
że Jaś niewiele umie.
I żadna satysfakcja stąd,
że nowy Jasio w ciupie.
Bo to, że Jasio zrobił błąd,
nas po kieszeni łupie.
Cóż, że Jaś order ma i krzyż,
jeżeli tylko się da.
Lepiej się uczmy w szkołach niż
wciąż na Jasiowych błędach.
["Ballada o Jasiach", z programu "Marsz do kąta", STS, 1967]
Stanisław Tym, autoportret, archiwum artysty
Jak kto ma swój rozum, ten głupi nie jest, po mojemu... po mojemu głupie są te, co cudzy rozum mają.
Z rozumem jest jak z butami – własne buty masz, to choć stare i ciężkie, a wszędzie dojdziesz, a cudze jak za duże, to z nóg lecą, jak za małe, to piją, obcierają, przejdziesz kawałek drogi i nogi se pokancerujesz i stoisz jak ta dupa.
["Rozmowy przy wycinaniu lasu", 1975]
Z boku stadionu stały budynki, pawilony, może jakieś biura, może magazyny…
Biurowy budyneczek był w stanie zupełnie innym niż stadion i cała reszta. Jak spod igły, można powiedzieć albo – używając bardziej współczesnego określenia – jak plebania przy kościele. Kościół zawsze przed remontem, plebania zawsze po.
["Ryś", 2007]
Ogólnie biorąc, mam amerykański stosunek do ludzi, czyli jeśli kogoś nie znam, to zakładam, że jest w porządku. Zdarza mi się rozczarować, ale tym bardziej doceniam, jeśli się nie rozczaruję. Z Jurkiem Dobrowolskim tak było, ze Staszkiem Bareją, z kilkoma przyjaciółmi z STS-u. Kiedy mnie pytają o studia, to mówię: "Oficjalnie nie mam żadnych, ale tak naprawdę ukończyłem dwie wyższe uczelnie, które nazywają się STS i Jerzy Dobrowolski, a potem jeszcze zrobiłem dyplom eksternistyczny u Staszka Barei".
["Jestem e-wykluczony. I nie rozpaczam", "Gazeta Wyborcza", 11 maja 2012]
Anna Tym i Stanisław Tym, 1975, fot. Krzysztof Gierałtowski / Forum
Robert, ten ze Stodoły, zaprowadził mnie do szkoły teatralnej, tam przedstawił kilku studentom i zażądał – widocznie miał prawo – żeby przygotowali mnie do egzaminu aktorskiego. I przygotowali. Jednym z nich był Romek Wilhelmi, który nauczył mnie "Reduty Ordona" i gestów – na przykład, kiedy podnieść rękę, kiedy patrzeć w dal i jak się dziwić obiema rękami. Na wydział aktorski zdawało prawie 700 osób, po czterech kolejnych etapach zostało nas pięćdziesięcioro. Z tego miała być wyłoniona dwudziestka zwycięzców.Gdy zaczął się rozstrzygający egzamin, na giełdzie gruchnęła wiadomość – dla mnie hiobowa – że komisja żąda od każdego tekstu, którego jeszcze nie mówił. A ja już nic takiego nie miałem w zapasie. Na moje szczęście kandydatów wywoływano według alfabetu, więc było trochę czasu. Ktoś zostawił na krześle "Poezje" Gałczyńskiego. Nerwowo szukałem jakiegoś wiersza dla siebie, ale wszystkie były strasznie długie. Jezus Maria, nie zdążę! Nagle jest, "Śmierć braciszka". Ma kilkanaście linijek. To był mój jedyny ratunek. "Leżał w trumnie umarły na szkarlatynę, w białej pościeli, na gładziutkich sosnowych deskach, trumna pewnie w środku była niebieska, bo miał niebieskie oczy..."."Pan Tym! Prosimy!". Szedłem jak na ścięcie. Żeby tylko się nie rąbnąć, żeby płynnie powiedzieć? I powiedziałem. Skończyłem, spojrzałem na komisję. Profesor Stanisława Perzanowska podsumowała: "Brawo". Inni lekko kiwnęli głowami. Potem się dowiedziałem, skąd było to "brawo". Tak się skupiłem, że cały wiersz o śmierci braciszka wyrecytowałem z zamkniętymi oczami. Komisja uznała to za świadomy aktorski środek wyrazu.
["Jestem e-wykluczony. I nie rozpaczam"]
– Nikogo nie ma! Tylko jeden jest! I do tapicerki przemawia.– Do jakiej tapicerki?– Do pustych foteli w sejmie gada! Idźcie, warto zobaczyć! Jaja jak wertepy!
["Ryś"]
Napisałem to dla tak znakomitych aktorów, dla tych, a nie innych. Pod nich – to moja frajda. I mimo, że twierdzę, iż ten kabaret nie był polityczny, to w wypadku tego hydraulika, jak normalnie o nim mówią ludzie, był to skecz par excellence polityczny. O instrumentalnym traktowaniu haseł socjalizmu przez nieroba i lenia.
[wypowiedź o skeczu "Ucz się, Jasiu!" w: Izolda Kiec, "Historia polskiego kabaretu", Poznań 2014]
Pamiętaj: możesz nic nie mieć, możesz nie mieć pracy, domu, rodziny, zdrowia – niczego możesz nie mieć, ale nie wolno ci nie mieć poglądów politycznych, które pozwolą ci głosować świadomie i odpowiedzialnie na tych, dzięki którym między innymi nie masz tego wszystkiego, czego nie masz. Oni ci zagwarantują, że nadal tego wszystkiego mieć nie będziesz.
["Mamuta tu mam"]
Mieć w życiorysie pisanie tekstów dla Edwarda Dziewońskiego, Bogumiła Kobieli, Bronisława Pawlika, Wiesława Gołasa, Jana Kobuszewskiego, Ireny Kwiatkowskiej, to coś nadzwyczajnego. Przecież to są słupy milowe polskiej komedii, polskiego kabaretu, estrady. To ludzie, o których można mówić godzinami.
["Kabaretowe numery i klimaty", Polskie Radio, 2011]
Dowiadujemy się z niego [z wiersza "W piwnicznej izbie" Marii Konopnickiej], że wilgoć i niezdrowe powietrze oraz ciasnota to były klasyczne warunki, w jakich musiał żyć proletariat w XIX wieku. Dziś w Polsce można spotkać bezdomnych nawet po wyższych studiach, więc postęp jest ogromny. Nie mają też oni piwnicznej izby, bo to są w miastach najdroższe miejsca, przeznaczone na restauracje, bary, puby i nocne lokale. Bezdomni żyją dziś na ulicy, więc żadna zatęchła wilgoć i żadna ciasnota ich nie dotyczy.
["Mamuta tu mam"]
– Bóg zapłać, synu… Ale w diecezji muszę uzasadnić… Co ja powiem, synu?
Że co?
– Może ojciec powiedzieć, że chce tu pole golfowe zbudować…Przechodziły tuż obok nich ścieżynką babcia kulawa z małą wnuczką. Pochwalony i na wieki wieków zostało wymienione między przechodzącymi a księdzem. Wnusia nachyliła się do babki.
– Babciu, dlaczego ten młody ksiądz mówi do tego starego, łysego "synu"? A stary mówi do młodego księdza "ojcze"?
– Widać, tak jest, jak mówią. Ja, dziecko, kulawa, to co ja tam wiem.
I poszły.
["Ryś"]
Chodziło nam o to, aby pokazać człowieka, który kłamie permanentnie.
[o bohaterze filmu "Miś", 1980]
Stanisław Tym, 2006, fot. Krzysztof Gierałtowski / Forum
Brydż się kończył. Kontry jak miecze
Wciąż wisiały nad czyjąś głową.
Pokłóciłem się z panem Mieciem,
Bo wyszedłem w damę treflową
–Za oknami poranek świtał,
Pan Mieczysław popatrzył wściekle
I tak jakbym ja wiedział zapytał:
Po cholerę wyszedł pan w trefle?
Bo ja wiem?
Wyszedłem chyba niechcący,
Niechcący,
Na pewno dlatego,
Musiałem się zdecydować,
Wybierać nie było z czego,
A wszyscy tak się patrzyli,
Chrząkali,
Się uśmiechali,
I tak się zachowywali,
Jakby mnie popędzali…
Nie wypadało inaczej
Więc trudno – było nie było
Nie chciałem,
No niech pan wybaczy,
Wyszedłem,
Tak się złożyło…
W młodych czasach do kina się gnało,
Czasem obok nieznana dziewczyna,
Jedna z nich tak mi się spodobała,
Że aż za nią wyszedłem z kina.
Więc wyszedłem. Chodziłem pół roku,
Wreszcie ślub. I do dzisiaj słyszę:
"Ach, ty głupi! A mogłeś mieć spokój.
Po coś za nią właściwie wyszedł?".
Bo ja wiem…
Wyobraźni uniesion skrzydły
Przed niebieską widzę się bramą,
Gdy opuszczę świat ten przebrzydły,
Cóż, każdego czeka to samo,
Gdy się skończy życiowa gonitwa
Święty Piotr mi otworzy podwoje,
Spojrzy na mnie i tylko zapyta:
"No, Krukowski, wyszliście na swoje?".
Bo ja wiem…
[tekst piosenki dla Kazimierza "Lopka" Krukowskiego]
Lucyna Szpinak miała rozcięte czoło i bardzo sine, podbite oko.
– Co się pani stało?
– A, nic się nie stało. Mąż mnie bije.
– Mąż panią bije? To trzeba dzwonić do nas, na policję.
– Po co mam dzwonić na policję? Mąż jest policjantem.
– A, no to tak… To rzeczywiście. To ma pani wyjście tylko jedno: rozwód. Rozwód, proszę pani!
– My już jesteśmy rozwiedzeni, tylko mieszkamy razem, bo on nie ma gdzie się wynieść.
– Aha! No tak, to rzeczywiście… To nie ma pani wyjścia…
["Ryś"]
Jeszcze jako początkujący tekściarz napisałem dla Tadeusza Olszy monolog […] "Dzienniczek syna". Olsza był znany z tego, że miał trudności z zapamiętaniem tekstu i wszystkie monologi mówił pod suflera. Dodatkowo miał też problem ze słuchem. Numery estradowe Olszy często wyglądały tak, że wychodził Olsza na scenę, kłaniał się, dostawał brawa, następnie słychać było głos suflera. A że teksty były śmieszne, publika zaczynała się śmiać i zagłuszała powtarzającego tekst Olszę. Ludzie bili brawa po pointach suflera, paląc pointy aktorowi. Kiedy Olsza dostał mój monolog, mógł sobie cały tekst dużymi literami napisać w tytułowym dzienniczku. Na pierwszym przedstawieniu wygonił suflera. Ten poszedł się poskarżyć do dyrekcji teatru. Olsza przychodzi na dywanik i co mówi? "Bo wy, kurwa, nic nigdy nie zrozumiecie. Tak piszą te monologi, że się zwyczajnie nie sposób nauczyć. Przyszedł utalentowany gówniarz, napisał… i samo wchodzi do głowy".
["Playboy", 2007/2]
Stanisław Tym podczas realizacji filmu "Rejs", 1970, fot. Jerzy Troszczyński / Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny / fototeka.fn.org.pl
Aktor, zawinięty w ogromny naleśnik, który swym kształtem nawiązuje do geometrii Universum, proponowanej przez Riemanna i Łobaczewskiego, śmiało od początku nazywa to, co dotychczas wymykało się z rąk szekspirologom: człowiek to tylko mięsny farsz w naleśniku przemijania.
["Mamuta tu mam"]
GRUBY Mogłeś sobie pomyśleć nie moja wina, że świat jest tak urządzony, że jedni są bogaci, a drudzy są biedni.KUMPEL Dobry jesteś. To właśnie sobie pomyślałem. Tylko trochę w odwrotnej kolejności. Że jedni są biedni, a bogaci są drudzy. Ale praktycznie na to samo wychodzi. Na świecie bogatych jest mało, a biednych dużo, ale musi tak być, bo gdyby bogatych było dużo, to by byli biedni, bo te ich pieniądze musiałby starczyć na dużo osób. Dlatego bogatych zawsze musi być mało, żeby byli bogaci. A biednych dużo, żeby byli biedni. Ale to jeszcze nie koniec. Biednych jest tak dużo, że zawsze znajdzie się się wśród nich jakiś jeden, który chciałby być bogaty. Natomiast bogatych jest za mało, aby był wśród nich choćby jeden, co chciałby być biedny.
["Skarb (obrazek sceniczny)", 1996]
Facet wyrzucony ze szkoły teatralnej, jak było w moim przypadku, który przyszedł do STS-u, nie był dla nich żadnym partnerem do rozmowy. W tym pierwszym okresie na moje poczucie obcości miał wpływ jeszcze jeden fakt – konflikt między wykonawcami STS-u a Markuszewskim. Od dawna zarzucano mu, że w sztukach, które reżyseruje, podpiera się aktorami zawodowymi, zamiast korzystać z usług "swoich ludzi". Podczas jednej z wymian zdań Markuszewski miał podobno powiedzieć: Mało mnie interesuje wasze gadanie. Wezmę pierwszego lepszego faceta z ulicy i on zrobi to samo, co wy... Tym "pierwszym lepszym" okazałem się ja. Może dlatego początkowo byłem traktowany jak hetka-pętelka. Poklepywano mnie przyjaźnie po ramieniu, ale można w tym było wyczuć odcień wyższości. Prócz tego w zespole była hierarchia. We współczesnych teatrach już się tego nie spotyka. STS w pewnym sensie był podobny jeszcze do teatrów międzywojennych – z gronem ludzi piszących dla potrzeb sceny, grupą gwiazd, i tak coraz niżej, przez brygadę techniczną do najniższego stopnia, na który wówczas wstąpiłem. To była, w pewnym tego słowa znaczeniu, piramida feudalna z Markuszewskim i radą artystyczną na czele. Może między innymi to było powodem, że STS stworzył model pracy, od której zdecydowanie odszedł teatr współczesny, i co, jak sądzę, stało się powodem jego klęski. Teatr w Polsce został zbiurokratyzowany do granicy ocierającej się o nieprzyzwoitość. Teraz jest to instytucja, w której kształtowanie świadomości aktora, sprawa wspólnego celu artystycznego praktycznie nie istnieją. W STS-ie na odwrót, wszystko to było.
[wypowiedź w: Paweł Szlachetko, Janusz R. Kowalczyk "STS. Tu wszystko się zaczęło", Warszawa 2014]
Urodziłem się w Małkini w 1937 roku w lipcu. Znaczy, w połowie lipca. Właściwie w drugiej połowie lipca. Dokładnie 17 lipca.
["Rejs", reż. Marek Piwowski]
Przyciszyła pilotem telewizor, w którym jakiś minister opowiadał, że:– …Dla usprawnienia opieki medycznej podzielimy pacjentów na cztery kategorie. Kategoria pierwsza: symulanci, sądzeni w trybie doraźnym. Kategoria druga: zdrowi chorzy. Kategoria trzecia: chwilowo chorzy. Czwarta kategoria to chorzy poza kategorią. Otrzymywać będą broszurkę z instrukcją, jak wyjść z danej choroby, oraz pakiecik aptekarsko-medyczny "Radź sobie sam".
["Ryś"]
Działacz polityczno-społeczny, a dodatkowo magister ekonomii, czyli najgroźniejsze wykształcenie. Nic nie umie, a wie wszystko.
["Mętne łby 2002/2003", "Rzeczpospolita", 28 grudnia 2002]
Dziś, gdy tyle dobrego mówi się o nas, szczególnie u nas, nadszedł chyba wreszcie czas, by powiedzieć sobie całą prawdę o doganianiu światowej czołówki. A prawda ta wygląda następująco: My nikogo nie gonimy! To po prostu oni przed nami uciekają! √
["Mamuta tu mam…", √ – oznacza uzgodnione z towarzyszami brawa]
Stanisław Tym w filmie "Nie ma róży bez ognia", 1974, fot. WFDiF / Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny / fototeka.fn.org.pl
MAJSTER (do Jasia) Oo! Widzisz? Tera będzie mięknął. (do Klienta) No dobrze, dobrze, blisko. Ciepło! Kompinuj pan, kompinuj.
KLIENT Jeżeli pan, prawda, nie chce w ramach gwarancji, to może tak jakoś… tak prawda… prywatnie?
MAJSTER Prywatnie? A, to jest inna rozmowa. (do Jasia) Jasiu! Pisz punkt drugi… Pisz…
JASIO Dwa. Tak?
MAJSTER "Robota prywatna". Po francusku "trawaj priwee". To jako ciekawostke zawodowe se zapisz. (do Klienta) Więc słucham pana, o co się właściwie rozchodzi?
KLIENT Proszę pana! Pękła u mnie rurka przy zlewie i trzeba wstawić nową rurkę, kranik przelotowy, wie pan, wyjście do baterii.
MAJSTER Nie ucz pan ojca dzieci robić!
JASIO Wężykiem, wężykiem?
MAJSTER A jak! Gdzie szanowny pan zamięszkuje?
KLIENT Przy placu Wolności.
MAJSTER Przy placu Wolności?
KLIENT A co, nie wolno?
MAJSTER Nie o to się rozchodzi…
KLIENT Proszę pana, ale ja panu zapłacę!
MAJSTER Panie, pańskie piniądze to ja…
JASIO Co?
MAJSTER Niedomówienie. Kochany. (do Jasia) Jasiu, po lekcji weźmiesz nowy kranik przelotowy, rurkę do baterii i pójdziesz na plac Zwycięstwa.
KLIENT Wolności! Wolności! Plac Wolności 12, mieszkania…
MAJSTER Cisza jest! Tera ja mówię, nie?! Pójdziesz zatem na plac Zwycięstwa i założysz u tej Kowalskiej. Ona już pół roku czeka, bo jej obiecałem.
JASIO Ta co nam te czekuladki przynosiła i bileta do teatra?
MAJSTER Ta sama, tylko mnie ze łba wyszła, dopiero pan szanowny był łaskaw mi o niej przypomnieć.
KLIENT Ale proszę pana, to może przy okazji i do mnie pan…? To niedaleko. Woda mi się leje, a ja chciałem sobie, wie pan, kafelki założyć i…
MAJSTER Kafelki? Kochany! Pan masz drobnomieszczańskie nawyki. Pan chciałbyś mieć tak: zimne wode osobno, ciepłe osobno, szczelne rurki, kafelki, duperelki, kraniki, dywaniki. Chamstwo – tak! Chamstwo i drobnomieszczaństwo z pana wylazło!
KLIENT A pan się zachowuje skandalicznie!
MAJSTER Kochany! Nie znieważaj robotnika, któren wraz z chłopem i inteligentem pracującem stanowiom zdrowom siłę narodu. (do Jasia) Zapisałeś?
JASIO Ja to znam na pamięć.
MAJSTER Patrz pan – taki szczyl i to zna na pamięć! A pan nie znasz! A dlaczego? Bo pan jesteś cham, ćwok, nieuk, swołocz i woda na młyn odwetowców z Bonn! Won! (ledwo łapie oddech ze zdenerwowania)
KLIENT A pan… Pan się zachowuje… zachowuje jak kelner!
MAJSTER Uuu? Jasiu! Pokaż panu, jak się u nasz zachowuje kielner przy pracy. No! Pokaż panu…(Jasio lekko podwija rękawy i zaczyna bić Klienta, który próbuje się bronić, wreszcie wycofuje się i znika ze sceny. Jasio, bijąc go cały czas, także znika. Słychać odgłosy ciężkich ciosów. Jasio po chwili wraca).
MAJSTER Nie zgrzałeś się?
JASIO Eee, nie.
MAJSTER Weź tera kajecik, ołówek i pisz: chamstwu w życiu…
JASIO (pisze) Chamstwu w życiu…
MAJSTER No jak piszesz chamstwu, no jak piszesz chamstwu! No jak!
JASIO No, tak. (pokazuje otwarty kajet z tekstem, który właśnie pisał)
MAJSTER No. Może i dobrze. Chamstwu w życiu należy się przeciwstawiać siłom…
JASIO (poprawia Majstra) Siłą! Siłą!
MAJSTER Siłom, siłom.
JASIO Tak jest. Siłom.
MAJSTER (dyktuje dalszy ciąg) Siłom i godnościom…
JASIO (powtarza, zapisując) Siłom i godnościom…
MAJSTER Osobistom.
JASIO Osobistom.
MAJSTER (do publiczności) To była taka scenka kabaretowa do śmichu, bo wszystkie ludzie lubią się pośmiać. Ale było i koniec. A tera, kto się zacznie śmiać, ten dostanie w ryj!
JASIO Wężykiem, wężykiem?
MAJSTER Tak jest! Wężykiem.
["Ucz się, Jasiu!", skecz dla kabaretu Dudek, 1970]
Dyskusja w studiu telewizyjnym polega na tym, że wszyscy mówią jednocześnie. Obowiązuje zasada: wprawdzie już nie jestem słyszany, ale nikt inny też nie!
["Ryś"]
Z każdej uczelni wyrzucali mnie za brak postępów w nauce. Z aktorskiej również. Jan Świderski, który był opiekunem mojego roku powiedział, że egzaminatorzy pomylili się, przyjmując mnie do szkoły teatralnej i wyrzucił mnie w połowie studiów. Powiedział, że jestem jeszcze na tyle młody, że sobie poradzę.
["Playboy", 2007/2]
Byliśmy poddawani potężnej presji cenzury i nadzoru ideologicznego. Sprawdzanie, jak daleko możemy się posunąć, było jednym z elementów naszej pisarskiej, teatralnej codzienności. Przecież nam zdejmowano całe programy. Pisanie żartów to ciężki zawód.
["Polskie Radio", 2011]
[Wszystkie przypisy w kwadratowych nawiasach pochodzą ode mnie – JRK]
Stanisław Tym jest moim absolutnym idolem i zawsze gdy chce sobie poprawić humor, wracam do jego skeczy, nagrań, tekstów czy filmów. Tobie proponuje również taką właśnie kuracje w takich momentach. Zapraszam do obejrzenia skeczu :) KLIKNIJ TUTAJ!
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium